Fajnie być dilerem

Fajnie być dilerem

Fajnie być dilerem
autorem artykułu jest Agnieszka Skrzypczak

Jestem dzieckiem z tzw. dobrej rodziny. Według nauczycieli jestem nieśmiała i spokojna, zupełnie inna niż dzieciaki z rodzin patologicznych. Według nich nie powinnam mieć styczności z narkotykami. Tak jednak nie jest.
Wiem, gdzie można kupić „towar” i kogo lepiej unikać szukając go. Wiem to tak samo dobrze jak pozostali uczniowie z mojej klasy i szkoły. Jeśli ktoś nie jest pewny swoich informacji, może zapytać o to, choćby w żartach, na jednej z przerw. Odpowiedź, którą otrzyma, będzie całkowicie prawdziwa. Nie ma przecież powodu, żeby kłamać w sprawach dobrze przez wszystkich znanych.
Zastanawiające, że pomimo takiego ogromu informacji policja nie zajmuje się aresztowaniem dilerów. Wystarczy przyjechać do szkoły, rozprowadzić wśród uczniów anonimowe ankiety i sprawa załatwiona: mają nazwiska, adresy, numery telefonów. Problem w tym, że Polska jest krajem, w którym system ma tendencje do popełniania pomyłek, a młodzież, w przeciwieństwie do steranych życiem dorosłych, jest o wiele bardziej pamiętliwa. My nie przymykamy oka na to, co wydarzyło się kilka tygodni temu komuś, kogo nawet do końca nie znaliśmy. Wybaczamy z trudem i nie ma się czemu dziwić.
Członek mojej rodziny zyskał wśród mieszkańców swojego miasta łatkę pomyłki. Wrobił go mieszkający piętro wyżej diler, kolega ze szkoły. Aresztowano go, podobnie jak mojego kuzyna, choć w organizmie tego drugiego, tak jak i w jego mieszkaniu, nie znaleziono żadnych śladów narkotyków. Diler wyszedł za kaucją, mój kuzyn dwa dni po nim. O dilerze wiedzieli wszyscy, dla nikogo nie było to tajemnicą, natomiast Maciej był wytykany palcami, obrażany, pomiatano nim. Diler wyszedł ze wszystkiego obronną ręką. Mój kuzyn musiał zmienić szkołę, miał zszarganą reputację. Pobyt w areszcie źle wpłynął na jego psychikę.
Drugi przykład dilerskiej organizacji i sprytu: na jednym z osiedli w moim mieście przeprowadzono nalot na mieszkanie dobrze znanego wszystkim dilera. Niczego nie znaleziono. Kilka dni wcześniej ten sam diler zostawił u mojej koleżanki, a swojej sąsiadki, portfel na przechowaniu. Wewnątrz znajdowały się woreczki z marihuaną. Wystarczyłoby teraz, gdyby ktoś wykonał anonimowy telefon i po raz kolejny policja złapałaby nie tę osobę, którą powinna obserwować.
Dlaczego jeszcze milczymy? Nie chodzi tu tylko oto, że boimy się kontaktu z policją, czy narażenia się miejscowym handlarzom narkotyków. Główną rolę odgrywa przede wszystkim fakt, że fajnie jest być dilerem, ale dużo lepiej jest znać dilera. W naszym państwie nie stanowi to większego problemu, ani tym bardziej tematu tabu. Narkotyki są dla ludzi. Są wszechobecne: motyw liścia marihuany spotykamy na koszulkach, naszywkach, obudowach i tapetach do telefonu. W telewizji roi się od pseudohipisów palących jointy, i to nie tylko przy okazji puszczania antyreklamy dla festiwalu Woodstock.
Dilerzy to ziomy z osiedla, którzy pożyczą ci pieniądze, gdy starzy zaczynają skąpić ci na przyjemności, wysłuchają twoich problemów, zorganizują imprezę, pomogą ci rozwiązać twoje kłopoty. To ludzie, których często mijasz na ulicach, kumple udzielający ci korepetycji z matmy i sportowcy, którym zazdrościsz szybkości, czy zwinności. Dzieciaki, z którymi spędziłeś najlepsze lata swojego dzieciństwa. To twój chłopak, dziewczyna, przyjaciel. To ktoś, o kim wiesz, że stara się zorganizować pieniądze, żeby jego rodzeństwo miało co jeść. Z dilerstwem nie zawsze wiążą się wielkie zyski, przez co rzadko zostaje zauważone. Można działać bez obaw przed nalotem policji, a przecież tylko tego boją się początkujący „królowie ulic”. Ale od czego są kumple? Zawsze ktoś pomoże ci i przechowa kilka działek w zamian za małą zapłatę. Czy to nie wspaniałe?
Lubimy dilerów, nie ma co temu zaprzeczać. Symbolizują wszystko to, przed czym przestrzegali nas rodzice, nauczyciele i policja, do których straciliśmy już zaufanie. Odwracamy się od nich dopiero w chwili, gdy dostrzegamy jaką krzywdę wyrządzili naszym bliskim i znajomym, a wtedy często jest już za późno, by cokolwiek zmienić. Nie mówimy o nich nikomu, bo stało się już coś, o co obwiniamy sami siebie, albo jesteśmy pewni, że zrobi to za nas ktoś inny. Nic w tym dziwnego. Wszyscy znają dilerów.
Akcje wspierane przez rząd ustały, problem pozostał, i to większy niż kiedykolwiek. Młodzież musi sama odpowiadać sobie na pytanie, jaką postawę przyjąć: nadal milczeć, czekając na kolejne posunięcia mądrzejszych od siebie, czy wyjść przed tłum narażając się na nienawiść ze strony rówieśników i stresujące przesłuchania na komisariatach wyrządzające większą krzywdę składającym zeznanie niż dilerom. Urządzane raz do roku w ramach dnia walki z narkotykami pogadanki tylko nas nudzą. Wtrącane jeszcze rzadziej uwagi, czy wałkowany namolnie przez rodziców temat tylko nas do nich zniechęca. Jesteśmy aktywni. Hasło: „Nie narkotykom” studzi nasz zapał. Ciągle słyszymy to samo: NIE bierz, NIE handluj, NIE ufaj dilerom, narkotyki są ZŁE, narkotyki niosą ŚMIERĆ... Dosyć!
Każda z rewolucyjnych waszym zdaniem akcji przebiega według takiego samego schematu- zakazy, wyjaśnienie działania narkotyków, konsekwencje brania. To do nas nie przemawia. Chcemy wiedzieć, co zrobić z dilerami, a nie z sobą. Co z robić z naszymi znajomymi, którzy nie biorą, ale zarabiają na narkotykach. Co z tymi, którzy uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczają na wycieczki klasowe? Co z tymi, którzy nie mają innego wyjścia?
Dorośli stwierdzą z całą pewnością-niech przestaną handlować. I co dalej? Niech znajdą pracę. A jeśli żadnej pracy nie ma? Jeśli nie mają szansy na studia, bo usłyszeli kiedyś, że nic z nich nie wyrośnie? Jeśli zostali wyśmiani lub obrażeni zbyt wiele razy, by mieć jakąkolwiek nadzieję na inne życie? Co wtedy? Czy możecie im pomóc, rodzice, nauczyciele, panie ministrze? Czy narzucicie im swoje rozwiązania wymagające bezwzględnego wysłuchiwania waszych uwag, stworzycie im zamknięty świat, w którym na każde pytanie istnieje tylko jedna odpowiedź: NIE?
Jeżeli tak będzie wyglądać wasza pomoc, to obawiam się, że młodzież odwróci się od was zupełnie, wzorując na was swoje zachowanie. Powie stanowcze NIE i będzie handlować dalej, a ostatnie niedobitki starające się coś zmienić dołączą do zwolenników dilerów pod biało-czerwoną flagą z liściem marihuany.


--


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zobacz takze:
Sztuka podrywania - jak uwodzić oczami?
Ot tak, z niczego - 364 zł
Jak powinno wyglądać miejsce do nauki ?
funny animals pictures
Jak sobie radzić z trudnym szefem - odc. 2